23 listopada 2014

Solangelo

Strużki szkarłatnej cieczy spływała po mojej bladej skórze, sklejając i brudząć blond włosy. Nienawidze tego. Nigdy nie mogło się obyć bez żadnych ran czy blizn, nigdy. Pieprzone misje. Okropny ból i upokorzenie. Odwróciłem wzrok, unikając przeszywającego spojrzenia przenikliwych, ciemnych tęczówek. Jęknąłem z bólu kiedy, po raz kolejny brutalnie odtrąciłem jego smukłe palce, próbujące odkleić porozcinaną koszulkę od mojej zakrwawionej skóry. Skrzepy nabrały paskudnego, bordowawego koloru. Zirytowany, wykrzywiłem twarz w grymasie niezadowolenia, unosząc wargę i ukazując kły na widok niezwruszonej twarzy Nica. To było koszmarnie wkurzające. Jego stoicki spokój i brak jakichkolwiek emocji. Lekceważył wszystko i wszystkich, zawsze tak było. Czyste okrucieństwo i wyrachowanie aż od niego biły, powstrzymując od niepotrzebnych gestów, nie pozwalając chodźby dotknąć go opuszkiem palca. Nieważne jak długo się na niego patrzyłem, jak długo obserwowałem, nigdy nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć. 

   Westchnąłem ciężko, z uporem wpatrująć się w jego oczy i próbując przekazać wzrokiem, żeby uciekał, bo potwory zaraz nas odnajdą. Mimo tego tak naprawdę z całego serca pragnąłem jego bliskości. Zero reakcji. 
- Zostaw mnie i uciekaj - powiedziałem cicho. 
 Nie chciałem tego, ale i tak byłem wykończony. Po prostu, z drwiną w oczach, odwróciłem głowę, nie patrząc się na jego twarz. Ale tak bardzo tego chciałem. Te jedyne momenty podczas opatrywania, kiedy mogłem poczuć jego zapach, jego oddech, były niesamowite. Jednak zawsze, kiedy tylko skończyłem, Nico wyskakiwał z łóżka i uciekał.  Obróciłem głowę z powrotem w jego stronę. Starałem się zapamiętać go jak najdokoładniej - każdą, najdrobniejszą rzęsę, każdy ruch mięśni, blask białych zębów czy też odurzającą, ciężką woń, która ulatniała się przy każdym jego ruchu. Mimowolnie przymknąłem oczy, wdychając zapach cmentarza. Moje palce zacisnęły się bezsilnie na drewnianym łuku. Syknąłem z bólu, gdy czarnowłosy przeciął materiał, ukazując głębokie cięcie, zaczynające się w okolicy żeber i ciągnące aż do pępka. Nico westchnął, posyłając mi spojrzenie pełne dezaprobaty. Drgnąłem lekko, zauważając w jego oczach coś jeszcze oprócz zwyczajnego chłodu - jakiś dziwny przebłysk. Czy to gniew, a może coś innego ? Warknął, spuszczając wzrok. Nie lubił, gdy ktoś za długo wpatrywał mu się w oczy. 
Oderwał kawałek swojej koszulki, odkrywając tym samym fragment swojego bladego brzucha pokrytego wieloma bliznami. Zamoczył fragment tkaniny w wodzie, którą wyciągnął z plecaka, i usówał z mojej skóry zaschnietą krew. Mój brzuch przeszyła fala bólu, a kłykcie wyraźnie się zarysowały, gdy mocno scisnąłem łuk.

- Pierwszy raz tak cię urządzili? - zapytał z kpiną w głosie. 
- Nie twój interes - warknąłem, krzywiąc się z bólu, gdy ten w odwecie brutlanie doscinął szmatkę, wgłębiając się w ranę. Świeża porcja krwi zalała mój brzuch, ściekając za spodnie. - Przestań - wysapałem, odruchowo cofając się w tył. Usta czarnowłosego wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, gdy prawie krzycząc z bólu, mocno go odepchnąłem. Pierdolony sukinsyn, czy on nie widzi, jak na mnie działa? Z rykiem wściekłości odbiłem się od zimnego podłoża, i nie myśląc, co robię, złapałem go za gardło. Pęd uderzenia zwlalił go z nóg, z jękiem uderzył o zimną posadzkę. Zupełnie nad sobą nie panowałem, dałem ujść całej nagromadzonej przez tą beznadziejną sytuację agresji. Siadając na nim okrakiem, zacisnąłem palce wokół jego szyi. Jego egoizm. Mocniej. Zimny wzrok. Mocniej. Chłód. Jeszcze mocniej. Z moich płuc wydobyło się głuche warknięcie. Zamknąłem oczy, nie chcąc patrzeć w jego piękne, hebanowe tęczówki. Tak zimne. Tak okrutne. Nie zważałem na ból, nieustannie rwący moje myśli. Ciało syna Hadesa poruszyło się niespokojnie, jednak nic pozatym - Nico powoli się dusił. Pozwalał się dusić. Czułem to.  Czemu po prostu nie wstał i mnie nie skopał? Psychopata. Mój umysl był kompletnie zaślepiony przez gniew. Czułem go każdą komórką swojego ciała, z dziką przyjemnością czując gardło czarnowłosego pod palcami. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem wpatrywać sie w jego piękną, spokojną twarz. W miarę patrzenia się na niego, mój uścisk lżał, a dłonie, zamiast zaciskać się, lekko muskały jego skórę. W ręce wbijał mi się jego dziwaczny naszyjnik, a on patrzył mi się prosto w oczy. Przenikliwie, bez cienia złości. Lewa ręka leżała nad jego głową, wplątując się w czarne komsyki rozczochranych włosów a blade, lekko spierzchnięte usta były lekko rozwarte. Oparty był o lewy policzek, nie poruszał się. Tylko jego oczy, te cholerne czarne oczy spoglądały na mnie z domieszką tego dziwnego czegoś. Nie złościł się, nie darł, nie bił - po prostu patrzył. 

   Moje ręce ugięły się pod ciężarem  wyczepranego ciała, nie majac siły na cokolwiek, runąłem bezwładnie na jego klatke piersiową. Poziom adrenaliny drastycznie spadł, uwrażliwiając mój mózg na sygnały bólu i paniczne wołanie o odpoczynek. Co sie dzieje? Oparłem policzek na unoszącej się klatce piersiowej czarnowłosego, mając głęboko gdzieś, czy jest mu ciężko, czy nie. Jego koszulka przesiąkała moją krwią, której zresztą z każdą sekundą było coraz mniej. Nie wiedząc, co zrobić, tępo wpatrywałem się w podłogę. Chłód kafli przyjemnie chłodził moją skórę, gdy z lubością cieszyłem się bliskością Nica. Bicie jego serca działało na mnie uspokajająco, jego równy oddech także. Dziwiłem się, że mnie nie strącił z siebie. Nie lubił kiedy się go dotykało. Wtedy roześmiałem się okropnie. Jak psychopata. Jak on. Przecież on mnie zwyczajnie zabije. O ile wcześniej sam nie umrę.
Czarnowłosy zaczął się lekko podnosić, a z każdym jego ruchem ból przeszywał mnie coraz dotkliwiej. Doprawdy, rany są strasznie kłopotliwe. Sprawiają, że jestem zdany na jego łaskę. Przymknąłem oczy i uśmiechanąłem się, ciesząc się ostatnimi chwilami na jego ciele i przygotowując się na brutalne zepchnięcie. Nic takiego się jednak nie stało. Zdziwiony poczułem lodowate dłonie Nica na plecach, gdy ten przytrzymał mnie na swojej klatce piersiowej. Czy to wogóle możliwe? Zeusie, chyba mam jakieś halucynacje.  Dlaczego nie jest wobec mnie dupiem, jak zwykle? Dlaczego nie odepchnie mnie, nie zrani? Zawsze tak robił. Nie krzywdził fizycznie, ale psychicznie. Teraz miał okazję spróbować czegoś nowego bezkarnie. 

- Jesteś idiotą, jeszcze trochę krwi i stracisz przytomnosć - powiedział Nico, tak spokojnie, jakby nic sie nie działo. Jego mięśnie drgnęły, a ja poczułem jego zimny oddech na szyi. Nagle dziko odtrącił moje włosy nosem, łapczywie dotykając wargami skórę. Dziwnie. Zaciągnął się, wdychając mój zapach, a jego paznokcie wbiły się w moje plecy. Westchnął, zły na siebie, jakby uległ jakiejś dawno skrywanej pokusie. Przestał mnie dotykać i z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy odsunął się.

- Musimy to opatrzyć - mruknął, spychając mnie z siebie. Zsunąłem się na zimną posadzkę, która była cieplejsza niż ciało di Angelo. Zostawiałem za sobą przeciągły ślad krwi i wpatrywałem się w niego z ciekawością. Wyciągnął on z plecaka małą apteczkę i zaczął zszywać moją ranę nicią. Zabawna sytuacja, zazwyczaj było na odwrót, to ja zszywałem jego. 

Usłyszałem ryk wściekłości potworów. Były coraz bliżej. A on, pieprzony psychopata, położył się obok mnie i objął. Zaczął śmiać się jak psychopata. Zawsze się tak śmiał. Co prawda rzadko to robił, może dlatego tak brzmiał. 

- Zginiemy tu oboje - szepnął mi do ucha i musnął je wargami.
Przeszedł mnie dreszcz, ale uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go. W jego oczach pojawiło się zaskoczenie, jednak później oddał pocałunek. 

- Kocham cię di Angelo - wychrypiałem mu do ucha. 

- Też cię kocham, Solace - odpowiedział, a banda potworów rzuciła się na nas i zaczęła rozrywać na strzępy. Jednak do końca trzymaliśmy się za ręce. Mam nadzieję, że będziemy razem chociaż po śmierci. Za życia nie zdążyliśmy. 


________
Jeśli liczyliście na kolejne, chore opowiadanie to niestety was zawiodłam. Jednak nadal żyję w nadziei, że ktokolwiek to przeczytał i co lepsze - spodobało się komuś :')
Hejz xx

11 listopada 2014

Emleks cz. dalsza D:

Emil/Apollo:

Stosunek z Aleks był piękny. W pewnym czasie, ktoś zaczął wołać Leo, więc odszedł. A Aleks już ja się zająłem.

- Emil, przestań! Wołają mnie! - krzyknęła Aleks, a ja zdecydowanie zdegustowny powoli odchodziłem od niej. W pewnym momencie przestałem się ruszać. 
Jedna z moich części ciała utknęła w ciele mojej dziewczyny. Zawstydziłem się bardzo. Co za przypał! Za nic nie wychodziło.
- Chwila! Ja mam w plecaku wazelinę! - krzyknąłem
- Skąd masz wazelinę? - mówiąc to, Aleks spojrzała na mnie badawczo-przerażonym wzrokiem
- W końcu jesteśmy w trójkącie z Leo - powiedziałem, bo przecież było to oczywiste - A potem dupa boli... - wziąłem się za smarowanie i od razu puściło. 
W tle Ayumi krzyczała:
- Aleks! Ile można uprawiać seksu jednego dnia! Pretor nas woła! - po wszasku centurionki IV kohorty, Aleks ubrała się i pobiegła w stronę dziewczyny. A ja zostałem sam. Całkiem sam. 
A mój 'kolega' cały czas stał...

Aleks:


Emil powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Byłam rozradowana. Pamiętał o moich urodzinach! Zaprowadził mnie na dach jednego z budynków w Nowym Rzymie. Na nim był rozstawiony stół, dwa krzesła, a na stole obrus, świecznik i dwa talerze i dwie lampki napełnione winem.

- Czemu dwie? - spytałam
- Oczekujesz kogoś jeszcze? - zapytał z uśmieszkiem na ustach
- No chociażby Leo. Pamiętasz? Jesteśmy Z NIM w związku
- Nie trudźmy sobie nim głowy. Usiądź
- No proszę! - powiedziałam błagalnym głosem
- Leo nas zdradził - powiedział z wyrzutem Emill
- CO?! Z KIM?! - zapytałam bardzo wkurzona
- Z Dylkiem i Kasią...
- Aha... - powiedziałam trochę rozczarowana. Chociaż, to i tak dobrze. Z Emilem czułam się lepiej. Zajęliśmy się kolacją. 
Była pyszna. Jeszcze bardziej pyszne, były piękne, niebieskie oczy Emila. Wtedy wstałam i poszłam na koniec dachu. Usiadłam, a moje nogi zwisały swobodnie. Poczułam ręce Emila na moich ramionach. Usiadł koło mnie. Wpatrywaliśmy się w słońce.
- Ja je robiłem - powiedział z dumą Emil
- Gratulacje! - powiedziałam z sarkastycznym uśmiechem na ustach. Gdy słońce prawie zaszło, ręka mojego chłopaka powędrowała na moją nogę. Paluszkami zaczął wędrować w górę - Nie za daleko poszła ta rączka?
- Jeszcze nie doszła - powiedział z uśmiechem i jego usta się zbliżyły do moich. W mgnieniu oka położył mnie na dachówki. Przytulaliśmy się i całowaliśmy. Aż w końcu jego ręka powędrowała pod bluzkę rozpinając stanik. Zdjął go szybkim ruchem i rzucił za budynek. 
Fajnie. Tyle powiem. Fajnie.
Wtem usłyszeliśmy czyjeś kroki. O kurde, pretor. No pięknie. A moje spodnie leżą na drugim końcu dachu. - Mogę Ci pożyczyć swoje. Ja mieszkam w Nowym Rzymie, nie skapnie się - Tak po protu wyszliśmy na randkę. No spoko. Ja w męskich spodniach, a ty w żadnych. Bravo - Dobra, nie czepiaj się. Szybciej! - rzucił mi swoje spodnie, a ja je włożyłam. Wtem weszła pani pretor. Wdepnęła w białą plamę. Ciekawe co to było? Hmm... Wiem... - Aleks! Wołam Cię już piętnaście minut! Słyszysz?! Piętnaście minut! - krzyczała Reyna - A ty Emil, czemu nie masz spodni? - Yyy... Bo... Ja... Lubię chodzić bez spodni! - krzyknął Emiß, którego różowe bokserki w serduszka, jak na złość, zaczęły się jakoś bardzo wyróżniać - Reyna, ja cię przepraszam. Po prostu się zapatrzyłam w słońce - Dobra, dobra. Nie tłumacz się. Marsz do IV kohorty! Masz taki bałagan, że nigdy na polu bitwy takiego nie widziałam. A jeżeli tak bardzo Ci się podoba Apollo, on też ci pomoże - powiedziała Reyna i odeszła. Ja zdjęłam spodnie, rzuciłam je Emiß'owi i pobiegłam po swoje - Gdzie kurde jest mój stanik?! - wrzasnęłam - O tam - pokazał palcem Emiß - na tej całującej się pa... - nie dokończył, bo była to Dylek i Leo - Hej Dylek! Mało dyskretni jesteście! - krzyknęłam, a Dylek się obrócił w moją stronę. Była czerwona jak burak


Emiß:
Współczułem Aleks. Pretor ją ochrzanił i w dodatku przyłapał. A teraz jeszcze zauważyła swoję legionistkę, która miała na głowie jej stanik. W mgnieniu oka, Aleks pobiegła w stronę baraku, a ja za nią. Gdy weszliśmy do budynku kohorty, prawie oślepłem.
Ayumi jak zawsze, siedziała na łóżku i pisała moje i Aleks losy. Miała na sobie czarne rurki, obozową koszulkę i majtki Katnus na głowie. W centrum baraku była dzika impreza. Katnus bawiła się w striptizerkę. Lidka z Octavianem się zabawiali w tle. Cała reszta kohorty tańczyła. Tylko Ayumi siedziała i się dziwnie uśmiechała
- Koniec tego! - krzyknęła Aleks i wyłączyła muzykę
- Junona, koka, hasz, lsd... - śpiewała Maru - Maru! - wrzasnęła Aleks - Jeżeli posprzątasz swoją prycz, dostaniesz ciastka z Junoną*. To się tyczy wszystkich! - Tak! Ciasteczka z Junoną! - wrzasnęła Ayumi



*ciastka z Junoną, są to ciastka z narkotykam

Leomleks (omlet? lol)

ALEKS: Wstałam i pierwsze co zauważyłam, to porozwalane wszędzie ciuchy. Pomyślałam jedno. Było grubo. Spojrzałam w prawo i ujrzałam Leo. Odwróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam Emila. 
Wtedy przypomniałam sobie tę noc. Było bosko. W tle, widziałam też ludzi z innych kohort, czyli impreza była na cały obóz. Wychodząc z budynku, nadepnęłam na leżącą Bell (naszą koleżankę, nie boginię). Dalej idąc, widziałam tylko biegające rodzeństwo z II kohorty. 
W łaźni leżała Ayumi, poobklejana różową taśmą w jednorożce. Jedyne co pamiętałam z balangi, to Emila i Leo. Na nich byłam skupiona najbardziej. Przypominając sobie tą noc, zauważyłam w tle stojącego Patryka w drzwiach. 
Patrzył na mnie z wyrzutem. Nie wiem czemu. Sam się prosił, aby Emil był ze mną. I dobrze. Czuję się wspaniale w ich towarzystwie.
APOLLO:
Głowa mi pękała. Byłem tak upity, że miałem na sobie stanik Reyny. Obok mnie leżała Aleks. Jeszcze dalej leżał Leo. Tak, nigdy nie zapomnę tej nocy.
Udawałem że spałem, a Aleks udała się w stronę wyjścia. Gdy była już w łaźni i zaczęła robić zdjęcia Ayumi, zszedłem z łózka, zdjąłem stanik Reyny i ubrałem spodnie. Obudziłem Leo i zbieraliśmy półbogów do swoich baraków. Jako, że jestem bogiem, nie musiałem się trudzić, ale Leo mnie poprosił, więc go posłuchałem.
Przybrałem swoją boską formę i poszedłem do łaźni. Niestety 'przez przypadek' wszedłem do damskiej i zastałem Aleks biorącą prysznic. Co dalej się wydarzyło, nie muszę tłumaczyć.
LEO:
O matko! Byłem tak napalony, że gacie zaczęły mi płonąć! Tak dosłownie. Czemu Frank ma rajstopy Hazel na sobie? Mniejsza z tym, idę spać.
Emil mnie obudził. Musieliśmy 'sprzątać' herosów. Osobiście pocisnąłbym Frankowi, że powinien schudnąć, ale nie byłem gotowy. Za bardzo upity, sorrynotsorry. Bell jak zwykle po imprezie położyła sie na ścieżce do łaźni. Depnąłem ją w brzuch i się obudziła krztusząc:
- Leo! Poje**ło Cię?! Gdzie jest Ayumi?
- W łaźni - odparłem bez zastanowienia. Bell odbiegła, a ja upadłem na ziemię. Następnym razem, obudził mnie krzyk Aleks i Emila. Domyśliłem się, co tam się dzieje. Od razu pobiegłem do nich.
Ayumi:
Ale było zajebiście! Kurde! Dzieci Bachusa się spisały! A Frank w rajstopach Hazel był zajebisty! Potem, założyłam się z Emilem, że obkleję się cała różową taśmą w jednorożce. Wygrałam zakład, przewróciłam się, wlali mi trochę dużo wódki do buzi, i usnęłam.
Obudził mnie blask flesza. Tak, to była Aleks.
- Aleks! Rozwiąż mnie! Plissss!
- Ayumi, nie wierć się, bo będą niewyraźne zdjęcia!
- Dobra... - położyłam się i czekałam, aż Aleks skończy sesję zdjęciową.
Po kilku minutach, zdjęła szybkim ruchem taśmę i wstałam, ale od razu upadłam, bo moje nogi były zdrętwiałe. Ale Aleks poszła pod prysznic. Zaczęłam się czołgać w stronę baraku IV kohorty. Tam wpełzłam na łóżko i poszłam spać.
Bell: 
Upita ja upadłam na chodnik i leżałam. Ktokolwiek wchodził i wychodził, biłam go po głowie i krzyczałam:
- Terra! Ratuj się kto może! - nie dowiedziałam się tego od siebie, lecz z wideo.
Taki smutek. Leżałam i kilka osób mnie zdeptało. W tym Leo mnie przycisnął i się na niego wydarłam. Tylko spałam i poczułam jak noga Ayumi się o mnie musnęła. Potem Leo wziął mnie na ramię i zaniósł do łóżka. Z tamtąd słyszałam dzikie głosy Aleks, Apolla i Leo.

********************************************************************************
Pozdrawiam Aleks i Martynę. :'))))

9 listopada 2014

Samobójcze myśli

        Miałam już tego dosyć. Kolejny raz słyszę te szepty. Czy ja nie mogę być normalna? Nie myśleć o śmierci? Już dziewiąty raz trafiłam do szpitala, bo chciałam się zabić. Tylko, że ja lubię życie. Ale jak tylko ktoś mnie obrazi, powie, że jestem beznadziejna, zaczynam mieć myśli samobójcze. Czuję jakbym to nie ja wyciągała żyletkę. To nie mogę być ja. Ja się boję żyletki, a ta osoba ją kocha.
- Jak się dziś czujemy?- pyta lekarz, lekko zaniepokojony moją pozą.
Oplatam się ramionami i bujam w przód i w tył. Nie odpowiadam na pytanie. Nigdy tego nie robię. Boję się mówić. Nawet nie wiem czy nadal potrafię to robić. Ostatni raz odezwałam się 2 lata temu. W dniu, w którym zabiłam swoich rodziców. Pamiętam to dobrze. Próbuję uwolnić się od wspomnień.
Wróciłam wtedy ze szkoły późno, po części dlatego, że dostałam jedynkę z biologii. Oczywiście rodzice już wiedzieli, oni zawsze wiedzą o wszystkim. Tata zaczął krzyczeć.
- Hańbisz rodzinę! Ja miałem same dobre oceny!- był coraz bardziej czerwony, powoli zaczynałam się go bać.
-Ale to ty. To, że byłeś idealny nie znaczy, że ja też mam taka być!- ostatnie zdanie powiedziałam, próbując powstrzymać się od płaczu.
Potem pamiętam tylko swoje przerażenie, coraz głośniej wypowiadane słowa i wzbierającą we mnie złość. Następnie moje ręce, bez udziału mojej świadomości, sięgnęły po nóż. Zabiłam ich tak jak siebie usiłuję uśmiercić. Bez udziału świadomości i podcinając żyły. Pamiętam swoje ostatnie słowa: to nie koniec...
Od tej pory mieszkałam w różnych miejscach. Za każdym razem działo się coś dziwnego. Albo ktoś podłożył ogień, albo ktoś dodał trującą roślinę do jedzenia. Nikt nie wytrzymał dłużej niż miesiąc. Zresztą komu by się chciało mieszkać z samobójcą? Albo co gorsza, z zabójcą? Ludzie się mnie boją. Nawet jeśli nie znają mojej przeszłości, wyczuwają we mnie coś mrocznego.
Muszę przestać o tym myśleć, bo zaraz.....Za późno. Moja ręka zaczyna się ruszać. W pobliżu nie ma niczego ostrego. Mimo to, moje ręce wiedzą co robić. Zaczynają poruszać się w stronę szyi. Próbuję walczyć. Boję się. Ale tym razem nie ma nikogo, kto by mnie powstrzymał. Nie mogę oddychać. Ręce coraz mocniej zaciskają się. Tym razem to koniec. Tuż przed śmiercią zauważa mnie lekarz. Biegnie, chociaż wie, że nie zdąży. Ostatnie co widzę, to ból w jego oczach.                                                                                  ------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że trochę nie na temat, ale po prostu miałam wenę. I jeśli są jakieś błędy, to też przepraszam. Mam nadzieję, że się podoba. I, że w ogóle ktoś to czyta xD

8 listopada 2014

Miłuba

Mimek był tego dnia bardzo szczęśliwy. Jechal ze Strupkiem na wycieczkę klasowa. Niestety było też wiele innych osób, np. jego kochanek, Łukasz. I jego corka, Sara... Tak, to byl problem.
  Byli w tym momencie w teatrze, gdzie kończyło się przedstawienie pt. "Zorro".
   Wreszcie aktorzy się uklonili, pomyślał. Będę mial duzo czasu na wyjście oo toalety z Kubą.
   Niefortunnie zaczęli śpiewać piosenki, których używali podczas przedstawienia.
- Bambaleo! Bambalea! - śpiewali.
- Bambaleo, bambaela - dołączyła się Ania i jej lama, Kaja.
   Korzystając z okazji, gdy nikt nie patrzył, Miłosz pocalowal swojego męża. Myślał, że nikt tego nie zauważy, ale zrobiło się cicho. Zaczęli klaskac i krzyczeli:
- GORZKO, GORZKO!
   Łukasz patrzył na niego zlowieszczym wzrokiem, który mówił "zabije cię".
- Pożałujesz tego, byłeś niewierny w naszym związku - powiedział do siebie, po czym wyszedł.
   Chłopców zaprosili na scenę i pogratulowali im odwagi.
- hmmm. Dzięki? - zawachal się Strupek
- JESTEM Z TOBĄ W CIĄŻY! - krzyknal Miłosz.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Pozdrawiam, Bachus.