Strużki szkarłatnej cieczy spływała po mojej bladej skórze, sklejając i brudząć blond włosy. Nienawidze tego. Nigdy nie mogło się obyć bez żadnych ran czy blizn, nigdy. Pieprzone misje. Okropny ból i upokorzenie. Odwróciłem wzrok, unikając przeszywającego spojrzenia przenikliwych, ciemnych tęczówek. Jęknąłem z bólu kiedy, po raz kolejny brutalnie odtrąciłem jego smukłe palce, próbujące odkleić porozcinaną koszulkę od mojej zakrwawionej skóry. Skrzepy nabrały paskudnego, bordowawego koloru. Zirytowany, wykrzywiłem twarz w grymasie niezadowolenia, unosząc wargę i ukazując kły na widok niezwruszonej twarzy Nica. To było koszmarnie wkurzające. Jego stoicki spokój i brak jakichkolwiek emocji. Lekceważył wszystko i wszystkich, zawsze tak było. Czyste okrucieństwo i wyrachowanie aż od niego biły, powstrzymując od niepotrzebnych gestów, nie pozwalając chodźby dotknąć go opuszkiem palca. Nieważne jak długo się na niego patrzyłem, jak długo obserwowałem, nigdy nie pozwolił mi się do siebie zbliżyć.
Westchnąłem ciężko, z uporem wpatrująć się w jego oczy i próbując przekazać wzrokiem, żeby uciekał, bo potwory zaraz nas odnajdą. Mimo tego tak naprawdę z całego serca pragnąłem jego bliskości. Zero reakcji.
- Zostaw mnie i uciekaj - powiedziałem cicho.
Nie chciałem tego, ale i tak byłem wykończony. Po prostu, z drwiną w oczach, odwróciłem głowę, nie patrząc się na jego twarz. Ale tak bardzo tego chciałem. Te jedyne momenty podczas opatrywania, kiedy mogłem poczuć jego zapach, jego oddech, były niesamowite. Jednak zawsze, kiedy tylko skończyłem, Nico wyskakiwał z łóżka i uciekał. Obróciłem głowę z powrotem w jego stronę. Starałem się zapamiętać go jak najdokoładniej - każdą, najdrobniejszą rzęsę, każdy ruch mięśni, blask białych zębów czy też odurzającą, ciężką woń, która ulatniała się przy każdym jego ruchu. Mimowolnie przymknąłem oczy, wdychając zapach cmentarza. Moje palce zacisnęły się bezsilnie na drewnianym łuku. Syknąłem z bólu, gdy czarnowłosy przeciął materiał, ukazując głębokie cięcie, zaczynające się w okolicy żeber i ciągnące aż do pępka. Nico westchnął, posyłając mi spojrzenie pełne dezaprobaty. Drgnąłem lekko, zauważając w jego oczach coś jeszcze oprócz zwyczajnego chłodu - jakiś dziwny przebłysk. Czy to gniew, a może coś innego ? Warknął, spuszczając wzrok. Nie lubił, gdy ktoś za długo wpatrywał mu się w oczy.
Oderwał kawałek swojej koszulki, odkrywając tym samym fragment swojego bladego brzucha pokrytego wieloma bliznami. Zamoczył fragment tkaniny w wodzie, którą wyciągnął z plecaka, i usówał z mojej skóry zaschnietą krew. Mój brzuch przeszyła fala bólu, a kłykcie wyraźnie się zarysowały, gdy mocno scisnąłem łuk.
- Pierwszy raz tak cię urządzili? - zapytał z kpiną w głosie.
- Nie twój interes - warknąłem, krzywiąc się z bólu, gdy ten w odwecie brutlanie doscinął szmatkę, wgłębiając się w ranę. Świeża porcja krwi zalała mój brzuch, ściekając za spodnie. - Przestań - wysapałem, odruchowo cofając się w tył. Usta czarnowłosego wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, gdy prawie krzycząc z bólu, mocno go odepchnąłem. Pierdolony sukinsyn, czy on nie widzi, jak na mnie działa? Z rykiem wściekłości odbiłem się od zimnego podłoża, i nie myśląc, co robię, złapałem go za gardło. Pęd uderzenia zwlalił go z nóg, z jękiem uderzył o zimną posadzkę. Zupełnie nad sobą nie panowałem, dałem ujść całej nagromadzonej przez tą beznadziejną sytuację agresji. Siadając na nim okrakiem, zacisnąłem palce wokół jego szyi. Jego egoizm. Mocniej. Zimny wzrok. Mocniej. Chłód. Jeszcze mocniej. Z moich płuc wydobyło się głuche warknięcie. Zamknąłem oczy, nie chcąc patrzeć w jego piękne, hebanowe tęczówki. Tak zimne. Tak okrutne. Nie zważałem na ból, nieustannie rwący moje myśli. Ciało syna Hadesa poruszyło się niespokojnie, jednak nic pozatym - Nico powoli się dusił. Pozwalał się dusić. Czułem to. Czemu po prostu nie wstał i mnie nie skopał? Psychopata. Mój umysl był kompletnie zaślepiony przez gniew. Czułem go każdą komórką swojego ciała, z dziką przyjemnością czując gardło czarnowłosego pod palcami. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem wpatrywać sie w jego piękną, spokojną twarz. W miarę patrzenia się na niego, mój uścisk lżał, a dłonie, zamiast zaciskać się, lekko muskały jego skórę. W ręce wbijał mi się jego dziwaczny naszyjnik, a on patrzył mi się prosto w oczy. Przenikliwie, bez cienia złości. Lewa ręka leżała nad jego głową, wplątując się w czarne komsyki rozczochranych włosów a blade, lekko spierzchnięte usta były lekko rozwarte. Oparty był o lewy policzek, nie poruszał się. Tylko jego oczy, te cholerne czarne oczy spoglądały na mnie z domieszką tego dziwnego czegoś. Nie złościł się, nie darł, nie bił - po prostu patrzył.
Moje ręce ugięły się pod ciężarem wyczepranego ciała, nie majac siły na cokolwiek, runąłem bezwładnie na jego klatke piersiową. Poziom adrenaliny drastycznie spadł, uwrażliwiając mój mózg na sygnały bólu i paniczne wołanie o odpoczynek. Co sie dzieje? Oparłem policzek na unoszącej się klatce piersiowej czarnowłosego, mając głęboko gdzieś, czy jest mu ciężko, czy nie. Jego koszulka przesiąkała moją krwią, której zresztą z każdą sekundą było coraz mniej. Nie wiedząc, co zrobić, tępo wpatrywałem się w podłogę. Chłód kafli przyjemnie chłodził moją skórę, gdy z lubością cieszyłem się bliskością Nica. Bicie jego serca działało na mnie uspokajająco, jego równy oddech także. Dziwiłem się, że mnie nie strącił z siebie. Nie lubił kiedy się go dotykało. Wtedy roześmiałem się okropnie. Jak psychopata. Jak on. Przecież on mnie zwyczajnie zabije. O ile wcześniej sam nie umrę.
Czarnowłosy zaczął się lekko podnosić, a z każdym jego ruchem ból przeszywał mnie coraz dotkliwiej. Doprawdy, rany są strasznie kłopotliwe. Sprawiają, że jestem zdany na jego łaskę. Przymknąłem oczy i uśmiechanąłem się, ciesząc się ostatnimi chwilami na jego ciele i przygotowując się na brutalne zepchnięcie. Nic takiego się jednak nie stało. Zdziwiony poczułem lodowate dłonie Nica na plecach, gdy ten przytrzymał mnie na swojej klatce piersiowej. Czy to wogóle możliwe? Zeusie, chyba mam jakieś halucynacje. Dlaczego nie jest wobec mnie dupiem, jak zwykle? Dlaczego nie odepchnie mnie, nie zrani? Zawsze tak robił. Nie krzywdził fizycznie, ale psychicznie. Teraz miał okazję spróbować czegoś nowego bezkarnie.
- Jesteś idiotą, jeszcze trochę krwi i stracisz przytomnosć - powiedział Nico, tak spokojnie, jakby nic sie nie działo. Jego mięśnie drgnęły, a ja poczułem jego zimny oddech na szyi. Nagle dziko odtrącił moje włosy nosem, łapczywie dotykając wargami skórę. Dziwnie. Zaciągnął się, wdychając mój zapach, a jego paznokcie wbiły się w moje plecy. Westchnął, zły na siebie, jakby uległ jakiejś dawno skrywanej pokusie. Przestał mnie dotykać i z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy odsunął się.
- Musimy to opatrzyć - mruknął, spychając mnie z siebie. Zsunąłem się na zimną posadzkę, która była cieplejsza niż ciało di Angelo. Zostawiałem za sobą przeciągły ślad krwi i wpatrywałem się w niego z ciekawością. Wyciągnął on z plecaka małą apteczkę i zaczął zszywać moją ranę nicią. Zabawna sytuacja, zazwyczaj było na odwrót, to ja zszywałem jego.
Usłyszałem ryk wściekłości potworów. Były coraz bliżej. A on, pieprzony psychopata, położył się obok mnie i objął. Zaczął śmiać się jak psychopata. Zawsze się tak śmiał. Co prawda rzadko to robił, może dlatego tak brzmiał.
- Zginiemy tu oboje - szepnął mi do ucha i musnął je wargami.
Przeszedł mnie dreszcz, ale uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go. W jego oczach pojawiło się zaskoczenie, jednak później oddał pocałunek.
- Kocham cię di Angelo - wychrypiałem mu do ucha.
- Też cię kocham, Solace - odpowiedział, a banda potworów rzuciła się na nas i zaczęła rozrywać na strzępy. Jednak do końca trzymaliśmy się za ręce. Mam nadzieję, że będziemy razem chociaż po śmierci. Za życia nie zdążyliśmy.
________
Jeśli liczyliście na kolejne, chore opowiadanie to niestety was zawiodłam. Jednak nadal żyję w nadziei, że ktokolwiek to przeczytał i co lepsze - spodobało się komuś :')
Hejz xx
Zabiłaś ich ;'( Ale ogólnie rozdział bardzo mi się spodobał. Trzymam kciuki i przesyłam weny
OdpowiedzUsuńJak mogłaś?!! Rycze ;c
OdpowiedzUsuńjustlethembe.blogspot.com
Ach! Jakie to smutne, i piękne i słodkie i urocze i ACH..... Kocham!!!! Solangelo i to opowiadanie. Super <3<3<3<3
OdpowiedzUsuńrozdział był cudowny, ale dlaczego ich zabiłaś!!!!??? to mój ulubiony paring!!! okej przyznam się ja też zwykle zabijam głównych bohaterów moich opowiadań, ale żeby akurat Nica i Willa? okrutna jesteś! ........... Mimo wszystko rozdział mi się bardzo podobał. Cudnie napisane :)
OdpowiedzUsuńCudne. Ale pierwsza myśl po przeczytaniu :" zginęli!!!! Nie!!!!". Kocham <3
OdpowiedzUsuńJak mogłaś ich zabić?! Tak się nie robi! Nie ich!
OdpowiedzUsuńIdę płakać :'(
Zapraszam do mnie - https://opowiadania-by-damayanti.blogspot.com/?m=1